Laboratorium Idei

Polityka i społeczeństwo

Nasze ulice, ich mieszkania

Dach nad głową stanowi niewątpliwie jedną z podstawowych potrzeb człowieka. Jak wszyscy musimy jeść, pić i mieć w co się ubrać, tak też koniecznością jest miejsce pozwalające na sen, odpoczynek i pielęgnowanie domowego ogniska. Wśród pokolenia naszych rodziców jedną z podstawowych aspiracji było posiadanie własnego mieszkania. W dużej mierze udało im się spełnić marzenie o własnym kącie. Pokoleniu obecnie wchodzącemu w dorosłe życie będzie o wiele trudniej, a sytuacja ta może się dalej pogarszać. Pewien wgląd w nią daje nam najnowszy raport NBP o cenach i sytuacji na rynku nieruchomości w pierwszym i drugim kwartale bieżącego roku oraz zeszłoroczny raport Ministerstwa Rozwoju o stanie mieszkalnictwa w Polsce.
Mieszkania w naszym kraju stają się już bowiem nawet nie towarem, ale dobrym sposobem na lokatę kapitału. W obecnym momencie, nawet po zawirowaniach, jakie przyniosła pandemia, inwestycje w mieszkania na wynajem są opłacalne bardziej niż lokata lub obligacje skarbowe. Pomimo widocznego spadku dochodów z wynajmu (związanych z sytuacją pandemiczną) ceny mieszkań nie tylko nie obniżyły się, ale wzrosły. Jest to trend w sposób oczywisty niebezpieczny. Ciągle rosnące ceny stanowią problem ograniczający możliwość zakupu własnego mieszkania przez przeciętnego Polaka.
To co dla jednego stanowi sposób na ulokowanie swoich środków finansowych, dla drugiego będzie czynnikiem utrudniającym zaspokojenie jednej z podstawowych potrzeb. Pomimo dużej (jak na nasze warunki) i wciąż rosnącej podaży mieszkań nie zwiększa się ich dostępność dla szarego człowieka (mierzona w ilości metrów kwadratowych możliwą do zakupu za przeciętną pensję miesięczną). Przyczyn tego stanu jest wiele. Najbardziej znaną już Polakom jest zwyczajny niedobór mieszkań. Nie wynika on jednak z ilościowej przewagi gospodarstw domowych nad zdatnymi do wykorzystania mieszkaniami (tych już pod koniec 2019 było więcej aż o 424 tysiące niż gospodarstw domowych), gdyż równie ważną kwestią jest ich położenie i przystępność cenowa dla „zwykłego Kowalskiego”. Pod tym względem nie jest jednak najlepiej – od lat wyludnia się bowiem polska prowincja, z której ludzie spływają do największych miast w kraju, a „wzrost liczby oddawanych do użytku mieszkań nie poprawia w znaczący sposób dostępności mieszkań dla osób o dochodach zbyt niskich, by nabyć lub wynająć mieszkanie na zasadach rynkowych, a jednocześnie zbyt wysokich, aby móc ubiegać się o najem mieszkania komunalnego”, jak z rozbrajającą szczerością przyznawali autorzy raportu MR. Państwo polskie po transformacji ustrojowej wycofało się praktycznie zupełnie z prowadzenia polityki mieszkaniowej, zadowalając się działaniami pozorowanymi lub wręcz wzmagającymi popyt (w rodzaju „Mieszkania dla młodych”), a porzucając budownictwo społeczne. Efektem tej polityki oraz prywatyzacji przebiegającej na szeroką skalę po przemianie ustrojowej jest zatrważająco niska liczba mieszkań socjalnych i brak jakiejkolwiek opcji dla tak zwanych „ubogich pracujących” (w różnych artykułach nazwanych występujących częściej pod angielską nazwą „working poor”).
W najbliższym czasie problem może zostać jeszcze pogłębiony przez zwiększający się udział inwestorów instytucjonalnych. Choć sprawa nie stanowi jeszcze wielkiego problemu naszym obowiązkiem jest wskazywać zagrożenia. Przykładów tego jak oderwanie się rynku mieszkaniowego od realnych potrzeb i traktowanie mieszkań nie jako dachu nad głową, ale lokaty kapitału połączone z biernością państwa może wpłynąć na życie mieszkańców kraju (lub w miniaturze – miasta) dostarczają nam Wyspy Brytyjskie.
Zjawisko buy-to-leave, czyli kupowania nieruchomości jako lokaty kapitału i pozostawienie jej odłogiem stanowiło istotną składową problemów londyńskiego mieszkalnictwa, a powoli rozgaszcza się również nad Wisłą. W roku 2019 nieruchomości warte niemal 11 mld funtów leżące w regionie Wielkiego Londynu nie były zamieszkane. Skutkiem buy-to-leave i wynajmu krótkoterminowego był wzrost cen zakupu i wynajmu nieruchomości – w 1994. średnia cena domu w Londynie wynosiła około 73 tys. funtów, a 25 lat później już około 472 tys. funtów. W rezultacie młodych londyńczyków nie stać na własne mieszkania, co zmusza ich do wynajmu. W połowie 2020 średnia wartość czynszu w Wielkiej Brytanii wynosiła 725 funtów, w Londynie 1435 funtów. Na ceny nieruchomości wpływ miały również wzrost populacji i polityka mieszkaniowa. W Wielkiej Brytanii brakuje dziś 5 mln domów. Wątkiem niejako łączącym problemy Wysp z Polską jest fakt, że po reformach Margaret Thatcher państwo wycofało się z budowy mieszkań komunalnych. Gminom umożliwiono sprzedaż zasobów mieszkaniowych, które stały się źródłem spekulacji – obowiązuje zniżka na zakup lokali, które nierzadko są potem wynajmowane – w ten sposób kapitał uwłaszcza się na tym, co miało służyć społeczeństwu. Po pięciu latach prawo pozwala nowemu właścicielowi na sprzedaż nieruchomości (zazwyczaj deweloperowi, podnoszącemu standard lokalu i sprzedającemu go lub stawiającemu w jego miejscu apartamentowiec). Londyńczycy radzą sobie z problemami mieszkaniowymi na różne sposoby. Wśród nich można wymienić zakładanie squatów i powoływanie stowarzyszeń monitorujących własność działek i nieruchomości. Władze UK nie reagują na wypychanie mniej zamożnych osób na obrzeża miasta i wyludnianie się centrum. Nie jest to zaskakujące, gdyż aż 39% posłów Partii Konserwatywnej oraz 22% posłów Partii Pracy czerpie zyski z wynajmu nieruchomości.1
Choć naszego rynku nie dotknęły jeszcze patologie na taką skalę nie brak mu własnych, a zagrożenie już wyraźnie rysuje się na horyzoncie. Jako nacjonaliści nie możemy odwracać się od problemów zwykłego człowieka. Dobrze funkcjonujący naród potrzebuje poczucia bezpieczeństwa i zaspokojenia przynajmniej podstawowych potrzeb. Zastanówmy się czy Polska przyszłości ma być Polską pustych domów i „miast duchów” czy krajem dla żywych, pracujących i posiadających własne rodziny Polaków. Sprawa mieszkalnictwa jest rzeczą zbyt ważną by zostawić ją na pastwę (nie zawsze jednak prowadzącego do optymalnej alokacji zasobów) wolnego rynku. Żądajmy interwencji państwa i wznieśmy głośne hasło – „Mieszkanie prawem nie towarem!”.
Jestem świadom, że nie podałem konkretnych rozwiązań, tekst daleki był również od wyczerpania problemów i niebezpieczeństw związanych z polskim mieszkalnictwem – być może bardziej szczegółowo poruszę je w przyszłości ja, lub inna osoba ze środowiska, do czego gorąco zachęcam.

Mateusz Wiśniewski

  1. Problemy mieszkalnictwa w UK opisane zostały na podstawie artykułu Poli Latko "Kryzys mieszkaniowy w wybranych krajach Europy i w Stanach Zjednoczonych" opublikowanym w pierwszym numerze "Zarządzania Publicznego" w roku 2021 wróć